Zastanawiam się, co łączy tak różne formy wędkowania jak sztuczna mucha, spinning czy łowienie podlodowe? Wszystkie te metody opanowałeś perfekcyjnie. Nie lubisz stacjonarnego łowienia, gruntówki?
– Dla mnie wędkarstwo to różne aktywne formy działania; dlatego przepływanka, podlodówka i spinning. Nie lubię w bezruchu przebywać nad wodą. Musi się coś dziać, musi być jakiś ruch.
– Tylko, jak wiem, spinning w twoim wykonaniu to nie tyle bieganie po rzece i zaliczanie kilometrów, co praca przynętą w wodzie. Największa wagę przywiązujesz do tego, żeby przynęta odpowiednio grała.
– Tak. Powiem ci, przed laty bardzo lubiłem spacery. Pasjonowały mnie. Nad Tanwią robiłem dziesięć kilometrów tam i z powrotem, po dwadzieścia kilometrów z wędką w obie strony! Ale nasyciłem się już tym zwiedzaniem, tym odkrywaniem, co jest za drugim zakrętem i dalej, i dalej, W tej chwili zmieniam taktykę. Wybieram sobie jakiś odcinek rzeki, znajduję jakiś dołeczek i pracuję nad nim dotąd, aż się upewnię, że albo tam ryb nie ma, albo jestem całkowicie wobec nich bezradny. To wszystko osiągam poprzez stosowanie różnych przynęt i różnego sposobu pracy nimi.
– Obserwując innych pstrągarzy, najczęściej widzę, jak podkradają się, nawet podpełzają do rzeki, rzucają raz i drugi, i idą dalej. Owszem, też mają efekty. Ty, przyczajony nad głęboczkiem, będziesz w nim gmerał i gmerał, aż jak mówisz, uznasz, że nie ma w nim ryby.
– Albo że ona faktycznie nie chce brać.
– Właśnie. Skąd to przekonanie? Tak samo łowisz pod lodem. Pamiętam dzień taki marny, że mało kto złowił cokolwiek, a ty miałeś branie za braniem, l nie było to za sprawą cudownego miejsca. Wyglądało to prawie jak czary.
– Na lodzie to co innego. Nie przywiązuję się do jednej dziury. Często jak się wywierci dziesięć, piętnaście dziur, to okazuje się, że jedna z nich jest najbardziej wydajna. I tam trzeba tej ryby pilnować, Ale jak mam przerwę w braniach, to natychmiast lecę do następnej. Zastosowałem taką taktykę na zawodach podlodowych i dała efekty. Ryba się przemieszczała, wiedziałem mniej więcej na jakim gruncie, biegałem od jednego do drugiego otworu i wyjmowałem ryby.
– Podlodówkę stosujesz, jak mówisz, z konieczności. To specyficzne łowienie w bardzo ograniczonym obszarze, jak w studni, u nas, na zalewie, praktycznie dwumetrowej. Porządne obłowienie konkretnego, ograniczonego miejsca, sprowokowanie ryb wymaga kunsztu.
– Mormyszka niewiele odchodzi od otworu. Ruch odbywa się w kole o półmetrowej średnicy. Są takie błystki szybujące, które odchodzą trochę dalej.
– No więc trafiasz na warstwę, w której są ryby, i teraz cała rzecz w tym, by tymi drobnymi ruchami skłonić je do brania. Jakimi? Kiedyś wielką furorę zrobiły radzieckie elektryczne wędki. Wystarczyło wyregulować częstotliwość i amplitudę…
-Sam byłem nimi zafascynowany, ale przeszkadzał mi terkot tej maszynki. Zorientowałem się, że jest to zabawa dla samej zabawki. Większa satysfakcję sprawiało mi, jak sam potrafiłem wprowadzić przynętę w takie drgania, żeby złowić rybę. Przynęta pracowała nie tylko w pionie, także w poziomie, chodziła po ósemce i na boki. Stosowałem pukanie w dno, jedna z najskuteczniejszych metod przywabiania ryby. Grałem mormyszką i wtedy jedynym hałasem był jazgot kołowrotka… Trzeba dobrać mormyszkę. Na początku łowienia warto zastosować przypłaszczoną, podobną do monety. Daje ona silną falę hydroakustyczna, Kiedyś brania byty słabe i następowały tylko podczas opadu. Trzeba było użyć jak najlżejszej mormyszki.
– Ale nie każdemu, kto utopi pod lodem swą błystkę czy mormyszkę, ryba weĹşmie. Jak ty to robisz, że właśnie twoja błystka, twoja mucha czy twoja mormyszka prowokują rybę! Przecież nie każda błystka, nie każda mormyszka, poruszana w wodzie, jest skuteczna. Każdy, kto łowi na przynęty sztuczne, stara się nimi sprowokować ryby, lecz nie każdemu to wychodzi. W czym tkwi ta tajemnica?
– Jak już się dobierze wielkość przynęty, jej kolor i kształt, to pozostaje jeszcze sposób po ruszania, nad którym trzeba popracować. To jest związane oczywiście z doświadczeniem.
W łowieniu podlodowym są różne techniki ożywiania przynęty. Jeżeli na danym łowisku spodziewam się jazgarzy, szukam takiej przynęty, która mocno pulsuje, a jednocześnie przy zasysaniu przez rybę nie stawia dużego oporu. Trzeba jeszcze stosować odpowiednie przerwy w poruszaniu przynętą, w ożywianiu” jej, by jazgarz mógł ją zassać. Bo jazgarz nie jest zbyt szybką rybką, chociaż zdarzyło mi się łowić jazgarze na twistery, co mnie bardzo dziwiło.
To były pierwsze jazgarze jakie złowiłem metoda spinningową. Ruch mormyszką jest najistotniejszy. Jeden porusza żwawiej, drugi wolniej. Trzeba rybę zainteresować! Inaczej będzie brała płoć, inaczej leszcz, a jeszcze inaczej okoń. Jeżeli wiem, jakich ryb mogę spodziewać się na łowisku, mogę odpowiednio dobrać i mormyszkę i sposób poruszania jej. Na tym to polega.
– A spinning? Starzy spinningiści pamiętają wielkie wahadłówki, które właściwie pracowały w wodzie same, potem nastał czas obrotówek. Te dopiero grały! Teraz przyszedł czas cienkich i mocnych żyłek, które pozwalają łowić na rozmaite, często miniaturowe przynęty. Jigi to nie są przynęty, które grają same. Opowiadałeś mi kiedyś historyjkę o wędkarzu, który cały dzień rzucał i nic mu nie wzięło.
– Wcale mu się nie dziwię. Nasze pierwsze doświadczenia były podobne. Jeżeli łowi się w wodzie stojącej, zdarzy się czasem, że jakiś szczupak czy okoń zaatakuje idącego po linii prostej twistera. Co wędkarz- to styl. Jeżeli mówimy o gumkach, to ważne jest dopasowanie masy główki do grubości żyłki. Ja zwykle staram się stosować tę sama. grubość żyłki, jeżeli łowię na tym samym zbiorniku. Gdy zmienię masę główki, to nie wiem, jak szybko będzie ta nowa przynęta opadała. Jeżeli na tej samej żyłce mam tę sama. główkę i zmienię gumkę, wiem, że dotrze ona w tym samym czasie do dna. To najważniejsza rzecz, o jakiej często zapominają wędkarze, zmieniając szpulę z żyłką! Zapominają, że muszą poznać od nowa prędkość opadania przynęty. Jeżeli na przykład nie biorą sandacze i przestawiamy się na okonie, zmieniamy grubość żyłki. I to jest tragedia! Jeżeli chcemy mieć inną żyłkę i inną masę główki, najlepiej weĹşmy dwa zestawy, dwa spinningi. A teraz o jigach i samym jigowaniu. Doszliśmy do tego, że trzeba prowadzić je skokowo, to rzecz znana i jest wiele relacji na ten temat. Ale kiedyś łowiliśmy w nietypowy sposób – bez poruszania przynęty. Trafiliśmy na zalewie taki dołek, zarzucaliśmy twistery i staraliśmy się trzymać je na napiętej żyłce w bezruchu, co jak wiesz, jest praktycznie niemożliwe, zwłaszcza gdy łowi się z łodzi. Staraliśmy się tak korygować żyłkę, by była stale napięta. To wystarczało, by ogony twislerów poruszały się imitując jakieś stworzenia, które próbują zagrzebać się w dnie. Sandacze w nie biły. I jeszcze o główkach, bo to może przydać się wędkarzowi. Jeżeli mamy główkę kulistą, będzie opadała w pionie, przez co będzie łatwa do połknięcia. Główka typu stand up” ustawia się na dnie. Ciężką główkę tego typu prowadzi się metodą tupania”, czyli krótkich zrywów. Tak prowadzony twister nie przemknie jak rakieta przed nosem sandacza i sandacz zdąży go pochwycić.
– Każdy, kto się bawi w spinningowanie, wie, że przynęta musi się z odpowiednią prędkością przesuwać, znaleĹşć się w polu widzenia drapieżnika i wywołać w nim odruch chwytania. To oczywiste. Dotyczy to każdej przynęty. Przykład z prawie nieruchomymi twisterami pokazuje, że oprócz samego przesuwania ważne są te drobne subtelne ruchy. Takie drobne drgania, jakie wykonuje rybka, która nie ucieka, tylko stoi sobie i wachluje płetewkami albo próbuje pobierać coś z dna, albo jak mówiłeś, robak, który chce się w dno zagrzebać. Drobny, subtelny ruch, jak podczas łowienia na mormyszkę.
– Albo bezruch. Widziałem kiedyś na echosondzie sandacze. Stały sobie pomiędzy korzeniami i nic ich nie interesowało. Popłynęliśmy tam z wędkami. Podsuwamy im różne twistery i nie ma żadnej reakcji, Wymyśliliśmy więc taką metodę .Założyliśmy przelotowy ołów taką płozę, do tego pływająca styropianową główka i nieduży twisterek. Po zarzuceniu kręcąc powoli kołowrotkiem, bez blokady, w przeciwną stronę powodowaliśmy wynurzanie się tego twistera. I często się zdarzało, że zanim doszedł do polowy wody, było uderzenie. Przynęta poruszała się w nietypowy sposób.
– Jak pływający wobler?
– Nie. Pływający wobler wynurza się pływając jednocześnie do przodu, a tu ruch odbywał się w pionie, praktycznie równolegle do korzeni. Rzadko stosowana metoda, trzeba mieć do niej sporo cierpliwości.
– Właśnie, cierpliwości. Taki biegający po rzece czy ganiający po całym zbiorniku spinningista tej cierpliwości wiele nie ma. Ale oprócz tej cierpliwości trzeba mieć jeszcze przekonanie, ze ta ryba w tym miejscu jest. Ktoś, kto rzuci parę razy i mu nic nie weĹşmie, jest przekonany, że albo ryby w tym miejscu nie ma, albo ona nie żeruje, ,więc idzie dalej. Woli szukać ryby, nie próbuje jej oszukać.
-Warto zatrzymać się nad miejscami, które inni omijają. Pojechaliśmy kiedyś do Kamienia nad Wisłą. Wszystkie główki były zajęte, nie było gdzie rzucić. Poszliśmy więc w górę na miejsce niegłębokie, gdzie woda powoli i leniwie płynie. Wody – po kolana. koledzy poszli dalej z błystkami, a ja wszedłem w woderach i zacząłem opukiwać w tym miejscu dno twistera, bo zauważyłem tam kamienie. I wyjąłem trzy sandacze, takie w granicach dwójki! Przekonałem się, że i w takich nietypowych miejscach można złowić rybę. I to wszystko odbywało się w samo południe, przy pełnym nasłonecznieniu! Czyli jak biorą, jak są ,dadzą się złowić! Przede wszystkim musi być ryba. Jeżeli masz przekonanie do miejsca, do przynęty i metody, to trzeba szukać takich form, by sprowokować tę rybę do brania. Chyba że ryba spłoszy się lub zniechęci i odpłynie w siną dal. Często tak jest z pstrągiem, wracam wtedy po niego innym razem.
– Czyli trzeba mieć przekonanie do przynęty i do metody?
– Trzeba mieć odpowiednią przynętę do odpowiednich warunków. Na pewno byś tamto miejsce opuścił, bo nie da się tam poprowadzić błystki. Ja łowiłem twisterem. Inny przykład: jak były te wysokie stany wody, koledzy znaleĹşli dół, krótki co prawda, lecz głęboki na sześć metrów. Woda wynosiła błystki, nie mogli sięgnąć dna. Kolega założył ciężką główkę i rzucał dużo wyżej i jak tylko przynęta zeszła w dół, wziął sandacz. Bo one tam siedziały, tylko nie można się było do nich dostać! Są takie różne triki. Często bywa tak, że szczupak wychodzi z zarośli, idąc za przynętą, dochodzi do łódki i zatrzymuje się, bo przynęty nie ma już gdzie prowadzić. Wtedy stosuje się metodę ósemki. Zakreśla ósemkę tuż pod burtą i przedłuża w ten sposób drogę błystki. Albo inna sztuczka, tak zwana duplikacja, podczas łowienia okoni na muchę. Wolno stosować dwie muchy, więc jeżeli mignie okoniowi jedna koło nosa a on nie zdąży zdecydować się na atak, kiedy zobaczy drugą, często atakuje ją. Sprawdzaliśmy tu wielokrotnie na rzece. Imitowaliśmy larwę chruścika lub larwę ochotki. Jeżeli muchy były różnej wielkości i w różnym kolorze wyniki były dużo gorsze. Okoń reagował najlepiej na dwa powtórzone sygnały.
– Wielka to przyjemność łowić na samodzielnie wykonane przynęty, muchy, mikrojigi.
– Nie tylko. Znam kolegę, który wykonuje znakomite woblerki. Każdy egzemplarz to jest zupełnie odrębny model. Wszystkie są niezwykle skuteczne. Na testowanie ich poświęca dużo czasu. Nic w baseniku – idzie nad rzekę i sprawdza je w określonych warunkach. Jak zrobił kiedyś imitację ciernika i go poprowadził, to wyszło stadko cierników i nie można było poznać, które są prawdziwe, a który jest wykonany przez niego. To było coś niezwykłego. Wyjął swojego woblerka, a zdezorientowane cierniki pozostały. Bardzo mi tym zaimponował.
– Najbardziej lubisz łowić na muszkę. Dlaczego?
– Wędkarstwo muchowe to jest odrębny świat. Łowienie na muchę jest najbardziej widowiskowe, W żadnej innej metodzie nie widać natychmiastowej reakcji ryby na przynętę. Tu reakcja jest błyskawiczna: kładziesz muszkę na powierzchni wody, zjawią się ryba i potyka ten sztuczny twór. Jest to potwierdzenie skuteczności twojej muszki. To jest fascynujące! Wędkarstwo muchowe czasem jest jedyną metodą wywabiania ryby z takiego miejsca, gdzie inne metody są bezskuteczne. Muszkarstwo to również rozwiązywanie zagadek. Trzeba zdecydować tu i teraz, jaką muszkę zaprezentować suchą, mokrą, nimfę czy streamera, dobrać odpowiednią wielkość i kolor. Ilość naturalnych wzorców i ich sztucznych odpowiedników jest tak wielka, że jest nad czym się zastanawiać. Ładny rebus- prawda? Te sytuacje są niepowtarzalne, za każdym razem jest inaczej. A czy można być bliżej natury brodząc w krystalicznie czystej wodzie, w otoczeniu lasów zielonych, mieć w uszach szum rzeki nagle przerwany gwizdem kołowrotka? :
– Mnie fascynuje to, że wy muszkarze sami tworzycie swoje przynęty. Powiedz czym się sugerujesz, kiedy z pęczka piór, włosia i podobnego materiału tworzysz muchę?
– Przede wszystkim utrwalonymi, sprawdzonymi wzorcami, których są tysiące- wynikami eksperymentów i obserwacji. Trudno jest dziś wymyślić swoją” muchę, chyba że fantazyjną. Pozostałe to modyfikacje już istniejących, opracowanych wcześniej. Często właśnie te modyfikacje, kompilacje różnych wzorów decydują o sukcesie. Warto wykorzystywać najnowsze syntetyczne materiały. Staram się trzymać rękę na pulsie. I warto eksperymentować! Bo wszystko może okazać się dobrą przynętą, nawet gwóĹşdĹş. Najważniejsze jest przekonanie o jej skuteczności. Trzeba w nią wierzyć.
– Co więc decyduje o sukcesie? Wiara w przynętę? Wprawa i doświadczenie? Talent? Szczęście?
– Dla początkującego wędkarza podstawą jest wiara w przynętę. Reszta przychodzi z czasem. Wędkarstwo w swej istocie jest również próbą zmierzenia się z nieznanym. Z autentycznymi siłami Przyrody. Coś jest w tym z tajemnicy. Może jest to spotkanie ze Stwórcą?
Ze ZBYSZKIEM KAWALCEM rozmawiał ANDRZEJ TREMBACZOWSKI